![]() |
Zdjęcie: Jeffrey D. Allred dla The New York Times |
Mam trzech autorów aktywnych zawodowo, po których sięgam w ciemno. Wśród z nich był kiedyś Brandon Sanderson, którego twórczość jest obecna w moim życiu od ponad dziesięciu lat, ale jego ostatnie książki nie są dla mnie satysfakcjonujące, ponieważ widzę w nich sporo wad. Przy okazji premiery ,,Wind and Truth" zdałam sobie nawet sprawę, że nie czekam na nowości od niego, jak kiedyś. Mój stosunek do jego twórczości i osoby autorskiej zmienił się na przestrzeni lat. Dziś właśnie o tym
Nowe książki Brandona Sandersona nie imponują mi jak te starsze. Nie mogę napisać, że są złe (poza ,,Oszczędnego czarodzieja poradnik przetrwania w średniowiecznej Anglii"), ale nie są już tak przyjemną rozrywką. Są po prostu w porządku książkami, które prawdopodobnie przepadłyby w morzu innych, gdyby nie już wyrobione nazwisko autora. Na taki odbiór jego aktualnej twórczości ma wiele czynników. Jednym z nich jest zapewne poznanie przeze mnie innych autorów. Zwłaszcza tych zaliczanych do klasyki literatury fantastycznej i science-fiction, czy też fakt, że dorosłam i zwracam uwagę na więcej elementów. W ostatnich latach Sanderson wydał większą liczbę książek, zaangażował się w projekty poboczne, rozmowy z wytwórniami filmowymi i pisanie scenariuszy, co odbiło się na jego powieściach, ponieważ zauważalny jest też spadek ich jakości. A może w jego proces twórczy wdała się też pewna rutyna i schematyczności? Może to ja mam za duże oczekiwania względem autora ,,Drogi królów". To nie znaczy, że wcześniej nie zdarzały mu się słabsze pozycje, ale nigdy nie były, aż tak rozczarowujące bądź nijakie.
Elantris - gigantyczne, piękne, dosłownie promienne miasto, zamieszkane przez istoty wykorzystujące swoje potężne zdolności magiczne, by pomagać ludowi Arelonu. Każda z tych boskich istot była jednak kiedyś zwykłym człowiekiem, dopóki nie dotknęła jej tajemnicza, odmieniająca moc Shaod. A potem, dziesięć lat temu, magia zawiodła. Elantryjczycy stali się zniszczonymi, słabymi, podobnymi do trędowatych istotami, a samo Elantris okryło się mrokiem, brudem i popadło w ruinę. Shaod stał się przekleństwem. Nowa stolica Arelonu, Kae, przycupnęła w cieniu Elantris, a jej mieszkańcy ze wszystkich sił ją ignorowali. Księżniczka Sarene z Ted przybywa do Kae, by zawrzeć polityczne małżeństwo z księciem korony Raodenem. Sądząc z korespondencji, mogła się spodziewać, że odnajdzie miłość. Dowiaduje się jednak, że Raoden nie żyje, a ona uważana jest za wdowę po nim...

,,Elantris" jest debiutem autorka z 2007 roku, który tak naprawdę był trzynastą napisaną przez niego książką. Pomimo tego z perspektywy jego późniejszego dorobku czuć, że to pierwsza wydana przez pisarza powieść. Między innymi w szablonowych kreacjach postaci, które nie są ciekawe. Poza jednym bohaterem, ale jest go naprawdę mało. W pozostałej większości postacie są jednowymiarowe i idealizowane. Często ich zachowania przeczą temu, co wiemy o nich z samej ekspozycji od autora. Szkic fabularny, świat przedstawiony oraz system magiczny są dobre, ale gorzej z ukazaniem ich poza ekspozycją. Podobnie, jak w innych książkach pisarza jego najsłabszym elementem jest tempo i wątek miłosny. Książka należy do Cosmere, więc na przestrzeni innych historii możemy zobaczyć, jak luźno rzucone pomysły w ,,Elantris" przerodziły się w większe i lepiej wyegzekwowane elementy w kolejnych historiach. Widać, jak na przestrzeni książek warsztat Sandersona się rozwinął.
"Rozjemca" to opowieść o dwóch siostrach, które urodziły się księżniczkami, o Królu-Bogu, który ma poślubić jedną z nich, pomniejszym bóstwie, które nie wierzy w siebie, i o nieśmiertelnym człowieku starającym się naprawić błędy, jakich dopuścił się setki lat temu. W ich świecie ci, którzy zginęli w chwalebny sposób, powracają jako bogowie i żyją w zamknięciu w stolicy Hallandren. W tym samym świecie o potędze magii stanowi moc zwana Biochromą, oparta na Oddechach, które można zbierać jedynie pojedynczo od konkretnych osób. Dzięki Oddechom i czerpaniu koloru z nieożywionych przedmiotów Rozbudzający są w stanie zarówno dopuszczać się nikczemności, jak i tworzyć cuda. Siri i Vivenna, księżniczki Idris; Dar Pieśni, zniechęcony bóg odwagi, Król-Bóg Susebron i tajemniczy Vasher - Rozjemca, zetkną się z jednymi i drugimi
Zawsze, gdy wracam do ,,Rozjemcy" przypomina mi się, jak bardzo dobra jest to książka ze słabym i pośpiesznym zakończeniem. Głównymi bohaterkami są dwie siostry Siri i Viviennia. Wątek jednej z nich napędza chęć pomocy młodszej, pomimo tego ich relacja nie dostaje żadnej klauzury, albo rozmowy. Za to Dar Pieśni jest fantastycznie wykreowaną postacią. Bogiem z kryzysem egzystencjonalnym, który jeszcze nie jest tego świadomy, ale szuka nowego celu.
Pierwsze większe rozczarowanie pojawiło się przy okazji lektury ,,Stalowego serca", po którego kontynuacje byłam w stanie sięgnąć dopiero cztery lata później. Była to pierwsza książka autora, o której usłyszałam, ale przeczytałam ją znacznie później. Po poznaniu większości tytułów z uniwersum Cosmere. Idea superbohaterów odwracających się od ludzkości i przejmujących władzę potrafi być angażująca. Seria ,,Mściciele" na tle innych historii z tym motywem wypada słabo. Brak w niej głębi, ciekawych postaci, a przede wszystkim intryg i zaskakujących zwrotów akcji.
Jednak moje głębsze zwątpienie w twórczość autora pojawiło się wraz z premierą czterech Tajnych projektów i od tego czasu tylko narasta. Od początku zakładałam, że będą to luźniejsze historie, w różnych klimatach, więc Sanderson miał okazję pokazać się z innych stron. Nawet w obrębie Cosmere. Ich mniejsza objętość mogłaby pozwolić uniknąć dłużyzny. Tymczasem jest w tych powieściach sporo podobnych motywów i recyklingu ze starszych powieści autora. Beznadziejny humor, którego odbiór jest kwestią indywidualną, ale do mnie nie trafia. Te cztery powieści pozostawiły mnie bardziej z poczuciem wtórności i zmęczenia materiału niż ekscytacji na nowe dzieła Sandersona. Co w momencie ich ogłoszenia, było nie do pomyślenia.
"Warkocz ze Szmaragdowego Morza" - Samodzielna opowieść w uniwersum Cosmere, która szczególnie przemówi do fanów "Narzeczonej dla księcia". Proste życie Warkocz na wyspie na szmaragdowym oceanie wypełniały proste przyjemności – zbieranie kubków przywożonych przez marynarzy z odległych krain i słuchanie opowieści przyjaciela Charliego. Ale kiedy ojciec zabiera Charliego w podróż, aby znaleźć mu narzeczoną, i dochodzi do tragedii, Warkocz musi ukryć się na statku i odnaleźć Czarodziejkę ze śmiertelnie niebezpiecznego Nocnego Morza. Czy Warkocz uda się pozostawić za sobą proste życie i znaleźć sobie miejsce pośród piratów na oceanach zarodników, gdzie kropla wody może oznaczać natychmiastową śmierć?
Pierwszy ,,Warkocz ze szmaragdowego morza" ma naprawdę obiecujący początek. Główną bohaterką jest zwykłą dziewczyną bez mocy, nie okazuje się wybrańcem, który ma ocalić świat. Warkocz chce tylko uratować miłość swojego życia i z tego powodu wyrusza w niebezpieczną podróż. Przyznaje, że z perspektywy czasu doceniam tę historię bardziej Zwłaszcza po tym, jak poznałam resztę tajnych projektów. Nie jest porywająca, ale ma klimat, ma ciekawe światotwórstwo, ale w połowie zaczyna się strasznie dłużyć. Poza tym w tej książce są tylko dwie ciekawe postacie, choć reszta drugoplanowych bohaterów może pochwalić się ciekawymi cechami charakterystycznymi, to jednak stanowią tylko tło dla Warkocza.
Samodzielna opowieść łącząca Jasona Bourne’a, epicką fantasy i podróże w czasie, w której jedyną szansą cierpiącego na amnezję czarodzieja na przeżycie w średniowiecznej Anglii jest odzyskanie wspomnień. Mężczyzna trafia do średniowiecznej Anglii. Nie pamięta kim jest, skąd pochodzi ani dlaczego się tu znalazł. Ściga go grupa ludzi z jego własnego czasu, a jego jedyną nadzieją na przetrwanie jest odzyskanie wspomnień, znalezienie sojuszników wśród miejscowych, a może nawet zaufanie ich przesądom. Jego jedyną pomocą z „prawdziwego świata” powinien być przewodnik pod tytułem Oszczędnego czarodzieja poradnik przetrwania w średniowiecznej Anglii, ale jego egzemplarz wybuchł w drodze. Nieliczne ocalałe fragmenty dały mu pewne wskazówki co do jego sytuacji, ale czy uda mu się zrozumieć je wystarczająco szybko, by przeżyć?
W krótkim podsumowaniu na Instagram Stories napisałam, że najlepszym elementem książki ,,Oszczędnego czarodzieja poradnik przetrwania w średniowiecznej Anglii" jest jego strona graficzna i podtrzymuję tę opinię. Dobra, wstawki z poradnika wyśmiewające kapitalizm nie są najgorsze, ale są tylko przerywnikami. Choć zarys fabularny tej powieści z wszystkich czterech Tajnych projektów zapowiadał się najciekawiej, ostatecznie okazał się nijakim i najnudniejszym. Z niewykorzystanym potencjałem. Tajemniczość i ciekawość świata z pierwszych rozdziałów bardzo szybko ustąpiły miejsca znużeniu z powodu nijakich bohaterów, mało angażującej fabuły i braku emocji. W tym pomyślę tkwił znacznie większy potencjał. Dostaliśmy w tej książce wtórny świat z niewykorzystanym konceptem na wieloświaty.
Samodzielna opowieść z uniwersum Cosmere, w której dwoje ludzi pochodzących z zupełnie różnych światów musi się porozumieć i współpracować, żeby ocalić swoje społeczności przed zagładą. Yumi pochodzi z krainy ogrodów, medytacji i duchów, zaś Malarz żyje na świecie ciemności, techniki i koszmarów. Kiedy ich losy splatają się nagle w dziwny sposób, czy uda im się zapomnieć o różnicach i współpracować, by odkryć tajemnicę wiążącą się z ich sytuacją i uratować swoje wspólnoty?
Wobec ,,Yumi i malarza koszmarów" miałam najwięcej obaw, ponieważ miała opierać się na relacji pomiędzy dwójką postaci, a Brandon Sanderson nie potrafi pisać dobrze i angażująco wątków romantycznych. Prawdopodobnie gdyby pozostał, tylko przy pierwszym epilogu oceniłabym tę książkę lepiej. Jest po prostu ok, nie wyróżnia się na tle innych. Relacja pomiędzy głównymi bohaterami wydaje się bardziej przyjacielska niż romantyczna. Nie pomaga jej fakt, że ukazała się w krótkim odstępie czasu pomiędzy premierą ,,Oszczędnego czarodzieja poradnik przetrwania w średniowiecznej Anglii" a ,,Słonecznym mężem", w którym jest podobny motyw przewodni syndromu oszusta bohatera.
Przed laty miał towarzyszy broni i sprawę, w którą wierzył, ale teraz mężczyzna, który przedstawia się jako Nomad, cały czas ucieka. Gdy nieubłagana Nocna Brygada zbliża się za bardzo, musi skakać ze świata na świat wewnątrz cosmere, aż ląduje na kolejnej planecie i natychmiast wikła się w konflikt między tyranem a buntownikami, którzy chcą jedynie uniknąć przemiany w bezmyślnych niewolników – a przez cały czas zagraża im wschód słońca, którego gorąco stopi nawet skały. Czy Nomadowi, pozbawionemu znajomości miejscowego języka, uda się odnaleźć drogę wśród konfliktu i zgromadzić dość mocy, by opuścić świat, zanim jego umysł lub ciało zapłacą najwyższą cenę?
Ze ,,Słonecznym mężem" mam problem, ponieważ ta książka nie do końca stoi na własnych nogach. Dużo jest tu tanich, emocjonalnych chwytów, które mają wywołać u czytelnika znajomą nostalgię. Z drugiej strony bardzo podoba mi się światotwórstwo i ogólny jej klimat.
Waxillium Ladrian, stróż prawa z Dziczy, który został senatorem w wielkim mieście, przez lata podążał śladem tajemniczej organizacji zwanej Kręgiem, którą kierowali jego nieżyjący wuj i siostra, a która porywała ludzi pochodzących z rodzin Allomantów. Kiedy detektyw Marasi Colms i jej partner Wayne natrafiają na magazyn broni przeznaczonej dla Bilming, jednego z zewnętrznych miast, pojawia się nowy trop. Konflikt między stolicą Elendel a zewnętrznymi miastami przynosi korzyść Kręgowi, ich macki sięgają teraz Senatu Elendel, a Bilming jest jeszcze bardziej uwikłane. Po tym, jak Wax odkrywa nowy rodzaj materiału wybuchowego, który ma bezprecedensową niszczycielską moc, i uświadamia sobie, że Krąg z pewnością już go zna, nieśmiertelny kandra wyjawia, że moc Harmonii nie sięga Bilming. To znaczy, że miasto uległo wpływom innego boga – Trella, którego wyznaje Krąg. A Trell nie jest jedyną istotą przybywającą z szerszego cosmere – Marasi zostaje zwerbowana przez ludzi spoza świata, obdarzonych dziwnymi umiejętnościami i twierdzących, że ich celem jest ochrona Scadrialu… za wszelką cenę. Wax musi zdecydować, czy odłożyć na bok swój konflikt z Bogiem i znów stać się Mieczem, wykutym przez Harmonię. Jeśli nikt nie odważy się zostać bohaterem, którego potrzebuje Scadrial, planetę i miliony jej mieszkańców czeka gwałtowny i tragiczny koniec.
Poza Tajnymi projektami w ostatnich latach w końcu ukazał się finałowy tom II Ery Mistborn zwieńczający historię Waxa i Wayna. Przejście pomiędzy erami z dworskich zwyczajów do rewolucji przemysłowej było świetny posunięciem W ,,Zagubionym metalu" najbardziej czuć, że należy do Cosmere. Nie jest już to seria, do której może wskoczyć każdy bez znajomości innych dzieł autora. Pojawiają się postacie z innych książek i komiksów. W powieści dzieje się dużo, autor skacze między bohaterami. Przez co ma się wrażenie, że to nie do końca jest to historia Waxa i Wayna a część czegoś większego, jednak jakoś trzeba było domknąć ich wątki. Są głównymi bohaterami, ale mimo wszystko czuć, że zostali zepchnięci na dalszy plan. Ponownie tempo jest bardzo wolne, w poprawie jego odbioru nie pomagają informacje, które się powtarzają i słabe dialogi. Zakończenie, jak i sam wątek siostry Waxa pozostawiają wiele do życzenia.
Wspaniałe zwieńczenie epickiego cyklu o młodej pilotce, która powędrowała do gwiazd i jeszcze dalej, by ocalić świat przed zagładą Spensa zdołała wydostać się z niebytu, ale to, co ujrzała w przestrzeni między gwiazdami zmieniło ją na zawsze. Spotkała wnikaczy i wreszcie zrozumiała tajemnice swego cytonicznego talentu. Jednakże pod jej nieobecność Zwierzchnictwo nie zaprzestało walki o dominację nad Galaktyką. Eskadra Do Gwiazd zdołała powstrzymać ataki sił Winzika, a nawet znaleźć sojuszników. Ale jest tylko kwestią czasu, nim ich opór zostanie złamany i w Galaktyce zapanuje tyrania. By odnieść zwycięstwo, potrzebna będzie cała wiedza zdobyta przez Spensę w niebycie. Okazuje się jednak, że nie jest łatwo być cytoniczką. Spensa musi zadać sobie pytanie, jak daleko może się posunąć i czy jest gotowa poświęcić siebie samą i swych przyjaciół w imię triumfu ludzkości.
W międzyczasie ukazywała się jeszcze seria ,,Wśród gwiazd" wraz z nowelkami. Po drugim tomie zaczęłam czytać kolejne części w języku po angielsku, nie czekając na polską premierę. To jedna z tych serii, która miała wiele wzlotów i upadków. Starała się być czymś więcej niż tylko kolejną młodzieżówką science-fiction, a jednocześnie wpadała w powszechne problemy tego gatunku. Ostatni tom bardzo pośpiesznie zamyka porozrzucane po całej serii wątki Przede wszystkim w ,,Śmiałej" wszystkie nierozwinięte historie i relacje są bardzo widoczne, gdy dochodzi do kulminacyjnego momentu i bohaterowie się na coś powołują, co nie było ustanowione.
Lektura ,,Wind and Truth" uwypukla wszystkie słabe strony Brandona Sandersona, jako pisarza, ale o tym w recenzji za tydzień. Tymczasem nawet w tak krótkiej ocenie ostatnich książek można dostrzec powtarzające się problemy: wolne tempo, często niedostosowane do przedstawianych wydarzeń, nierówne dialogi, lanie wody, nadmiar wątków, przez to te główne nie są dopracowane i słabsze kreacje bohaterów. Jego najlepiej napisane postacie pochodzą z książek sprzed ponad dekady. Żadna nowa, aż tak nie zapada w pamięci. Ciekawe światotwórstwo nie pociągnie całej powieści, a coraz częściej nawet ono nie wyróżnia się niczym szczególnym.
Są książki Brandona Sandersona, które pozostaną ze mną do końca, ponieważ sięgnęłam po nie w takim momencie życia, że nawet po upływie lat będę w stanie powiedzieć, kiedy i w jakich okolicznościach do mnie trafiły. Mam do nich duże sentymentu, ale jako czytelniczka lubię, gdy widzę, jak autorzy w obrębie swoich książek się rozwijają i zaskakują mnie. W przypadku Sandersona te same problemy, które były obecne w jego pierwszych książek, są większe i mocniej rzucają się w oczy w nowszych dziełach. W tym tekście skupiłam się w głównej mierze na moich odczuciach, ale prawda jest taka, że spadek jakości w powieściach autora można dostrzec w stylu i języku. To, tak jakby teraz otaczał się współpracownikami, którzy zgadzają się z nim we wszystkim i mówią tylko ,,yes, man". Może zabrakło stanowczego redaktora. Sanderson zapewnił sobie taką pozycję na rynku, że jego książki już w momencie zapowiedzi są gwarantowanym bestsellerem z dużym nakładem sprzedaży. Może to wpłynęło na współprace z redaktorami. Chciałabym znowu dostać od niego książkę na poziomie, chociażby ,,Dawcy przysięgi". Niemniej Brandon Sanderson jest dziś niewątpliwie jednym z najpopularniejszych i najbardziej wpływowych autorów fantastyki. Podziwiam jego etykę pracy. Niedawno przedstawił swój ambitny plan wydawniczy do 2031 r.
Pomimo mojej całej sympatii do poszczególnych dzieł Sandersona, trudno przyłączyć mi się do bezkrytycznych zachwytów. Każdy z nas odbiera sztukę subiektywnie i choć dziś Sanderson bywa nazywany legendą branży. Czas pokaże i kolejne pokolenia ocenią, czy zasłuży na taki tytuł. Z pewnością jednak zapisze się na kartach historii literatury fantastycznej. Pytanie, czy stanie wśród tych największych, czy zostanie okrzyknięty rzemieślnikiem z drygiem do światotwórstwa, który pogubił się w pogoni za pisaniem, jak największej liczby książek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz